Placement Programme, w dniach 25.08 – 5.09.2014
W związku z udziałem w Placement Programme, w dniach 25.08 – 5.09.2014 roku, odbyłam staż w Police Service of Northern Ireland w Irlandii Północnej...
W związku z udziałem w Placement Programme, w dniach 25.08 – 5.09.2014 roku, odbyłam staż w Police Service of Northern Ireland w Irlandii Północnej. Moim partnerem stażowym jest Wayne Campbell, który jest kierownikiem wydziału zajmującego się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości związanej z terroryzmem.
Irlandia Północna – część Zjednoczonego Królestwa – to teren specyficzny, historycznie podzielony z trudną do zrozumienia historią. Posiada własną administrację i autonomiczną policję z Komendantem Głównym na czele. Stolicą jest Belfast i to tutaj, z punktu widzenia policji, dzieje się najwięcej. Podział na protestantów i katolików jest bardzo wyraźny, chociażby w postaci flag wywieszanych w dzielnicach protestanckich. Do dnia dzisiejszego miasto jest zamykane na noc (zamykana jest brama oddzielająca dzielnice protestancką i katolicką).
Główny problem Irlandii Północnej to wewnętrzny podział mieszkańców na część pragnącą przyłączenia do Republiki Irlandii (katolicy) oraz część pragnącą dalszego sojuszu z Koroną Brytyjską (protestanci). Walki wewnętrzne były tak silne i ginęło tyle ludzi, że w latach 1969 – 2007 na stałe w Irlandii Północnej stacjonowało wojsko brytyjskie. Jako że policja postrzegana była jako lojalna wobec Londynu, nasilały się zamachy terrorystyczne na policjantów i jednostki policji. Można powiedzieć, że w Irlandii Północnej przez 38 lat funkcjonował swoisty stan wojenny. Trudno uwierzyć, ale w tych latach dwóch policjantów patrolujących ulice ochraniało co najmniej 10 żołnierzy, a nierzadko ulicą jechał czołg. Na 12 000 policjantów przypadało 38 000 chroniących ich żołnierzy.
Obecnie w Irlandii Północnej pozostało 2000 żołnierzy, którzy wykonują m.in. czynności sapersko – pirotechniczne (w policji nie ma saperów). Dzięki uprzejmości dowództwa armii, miałam okazję spędzić cały dzień w jednostce wojskowej pod Belfastem. Niestety, zdjęć robić nie było można z uwagi na ściśle tajny charakter miejsca, jednakże pozwolono mi przytoczyć pewne dane statystyczne. Jednostka wojskowa stacjonująca obecnie w Północnej Irlandii rocznie bierze udział w większej ilości interwencji bombowych niż analogiczna jednostka wojskowa stacjonująca w Afganistanie. W Irlandii Północnej jest bardzo mało tzw. fałszywych alarmów – zaledwie 20% w skali roku, podczas gdy fałszywe alarmy w Szkocji czy Walii to 70% wszystkich alarmów bombowych. Jeśli chodzi o ilość spraw, to liczby mówią same za siebie: w 1998 roku było to 767 spraw, w 2003 roku – 1003, w 2013 roku: 434 sprawy. W dalszym ciągu dochodzi do wybuchów bomb w miejscach publicznych, powszechne są ataki na policjantów. Przypomniałam sobie zdziwienie moje i moich kolegów, kiedy Wayne, będąc w Bydgoszczy opowiadał, że każdego dnia sprawdza, czy nie ma bomby pod samochodem oraz, że ma wytyczonych sześć dróg dojazdowych do domu i każdego dnia jedzie inną. Nie kłamał – gdyby mnie ktoś pytał, jak dojechać do Wayna, nie byłabym w stanie na to pytanie odpowiedzieć, bo za każdym razem jechałam inną drogą. Faktycznie, zawsze sprawdza pod samochodem, w obecności swoich dzieci udaje, że odgania koty… Co ciekawe, gdy jesteś policjantem, nie możesz pracować w mieście, w którym mieszkasz. Na szczęście Irlandia Północna jest malutka i wszędzie można dojechać w ciągu dwóch godzin. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że Polak potrafi ze wszystkiego zrobić nalewkę – no może coś w tym jest. Za to ja – po wizycie w jednostce wojskowej powiedziałam, że irlandzki terrorysta jest w stanie zrobić bombę ze wszystkiego. Wayne i jego koledzy przyznali mi rację. Widziałam szereg bomb – dowodów rzeczowych zabezpieczonych podczas przeszukań – z rur hydraulicznych, bomby, których elementem składowym są herbatniki „digestive” (bo „tylko one dobrze się kruszą przy odrzucie”), bomby magnetyczne montowane pod samochodami, bomby w kopertach bąbelkowych, pustakach, cegłach, a nawet bomba w … pojemniku na psie odchody w jednym z większych parków Belfastu. Jak powiedział jeden z generałów prowadzący prezentację: „Dobrze, że ten pojemnik był świeżo opróżniony, bo pół Belfastu byśmy mieli w kupie….”. Jeśli chodzi o prowadzenie postępowań karnych, to proces wykrywczy jest żmudny i nie zawsze kończy się sukcesem. Terroryści są dobrze zorganizowani, a grupy są hermetyczne. Na ogół rzadko udaje się ustalić tego, który robi bombę. Często na przestrzeni lat w różnych zamachach na terenie całej Irlandii policjanci znajdują bomby wykonane przez tą samą osobą. Jak sami mówią – „nasi terroryści do najmądrzejszych nie należą” – mają na myśli tych, którzy podkładają bombę. Często na bombie pismem ręcznym jest napisane: „włącz” i „wyłącz”, albo cyferki. Analiza pisma ręcznego, także monitoringu, pozwala na dotarcie do tej osoby, jednakże rzadko zdarza się „popchnąć” śledztwo dalej, gdyż faktycznie ta osoba z nikim ważnym, a zwłaszcza producentem bomby, kontaktu nie miała.
Każda jednostka policji to twierdza – ogrodzona grubym i wysokim murem, czasami z drutem kolczastym, ze skomplikowanym systemem zabezpieczeń. Na moje pytanie, dlaczego ten mur taki wysoki usłyszałam: „Żeby nam przez mur bomby nie przerzucili”. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie wizyta w Muzeum Policji oraz Ogrodzie Pamięci poległych policjantów. Patronat nad Ogrodem sprawuje Książę Karol. Każdy może tam wejść (najpierw trzeba się umówić), tylko że miejsce to – wyglądające jak piękny, zadbany ogród, z symbolicznym pomnikiem oraz tablicami z nazwiskami upamiętniającymi zabitych policjantów (trochę to przypomina Bydgoską Dolinę Śmierci) – znajduje się na terenie jednostki policji! Tak, za grubym murem, bramkami – z zewnątrz tego nie widać. Z tego względu to miejsce jest bardzo rzadko uczęszczane. Na moje pytanie, czy nie można zrobić takiego ogrodu na zewnątrz, żeby każdy mógł sobie wejść, pochodzić, posiedzieć, usłyszałam: „Na zewnątrz to ten ogród wytrzymałby dzień, może dwa”. Oprowadzający nas emerytowany policjant powiedział mi, że latach 70 – tych, 80 – tych i 90 – tych prawie co tydzień szedł na pogrzeb jakiegoś kolegi…Obecnie ginie kilku policjantów rocznie, a zatem sytuacja znacznie się poprawiła.
Policjanci będący w służbie co pół roku jadą do szkoły policji na „trening przypominający”. Jestem pod wrażeniem warunków szkolenia policjantów w Północnej Irlandii. Ja sama byłam zakwaterowana w Garnerville – szkole policji w Belfaście. W tej szkole odbywały się tylko zajęcia teoretyczne i znajdowały się „akademiki”. Z kolei część praktyczna – w Ballykinkler - godzinę jazdy od Belfastu. Jest tam wybudowane całe miasteczko „duchów” – z blokami, skrzyżowaniami, domami i wszystkim, co w danej chwili jest potrzebne. Razem z funkcjonariuszami w służbie odbyłam „trening przypominający”. W głównej mierze polega on na tym, że uczą ich, jak uciekać w razie zamachu. Z uwagi na liczne zamachy na policjantów w patrolach pieszych, obecnie w Irlandii Północnej są tylko patrole zmotoryzowane – uzbrojone land rovery lub inne terenowe samochody. W końcu zrozumiałam, czemu Wayne tak się dziwił, kiedy w Bydgoszczy widział patrole piesze. Funkcjonariusze ćwiczą, co zrobić, gdy jadąc ulicą zostają zaatakowani – terroryści rzucą w samochód bombę lub zaczynają strzelać. Na początku instruktorzy polecają dać sobie ok. 30 sekund wewnątrz samochodu, aby zorientować się, z której strony jesteś atakowany. Następnie należy podjąć decyzję, którymi drzwiami wyjść (zauważyłam, że bardzo popularny jest bagażnik), a następnie – osłaniając się nawzajem, uciec jak najdalej od miejsca ataku.
W centrum szkoleniowym miałam okazję przyjrzeć się ćwiczeniom osób będących na kursie podstawowym (oni jeszcze policjantami nie są, policjantami zostają mianowani po ukończeniu kursu podstawowego). Nauczyciel wymyśla scenariusze scenek, dzieli młodych policjantów na patrole (każdemu patrolowi towarzyszy nauczyciel, który ich ocenia), a świadkami, podejrzanymi, wszelkimi możliwymi pozorantami są aktorzy wynajęci z biura pośrednictwa pracy. Tak spotkałam rodaka – Sebastiana, który mieszka w Belfaście od 10 lat. Sebastian „grał” w kilku scenkach, najczęściej…pijanego Polaka!! Prawie się wściekłam, gdy i mi zaproponowano zagranie pijanej Polki za kierownicą, grzecznie odmówiłam i powiedziałam, że jestem tu po to, aby zwalczać stereotypy, a nie je powielać.
No i teraz dochodzimy do społeczności polskiej w Irlandii Północnej. Polaków jest naprawdę bardzo dużo. Spędziliśmy z Waynem prawie dwa dni w sądach każdej instancji w Belfaście i w Ballymena. Jako prawnik z wykształcenia byłam bardzo ciekawa, jak naprawdę funkcjonuje system common law. Zaspokoiłam swoją ciekawość, jednakże jestem lekko rozczarowana. Dla mnie brytyjski przewód sądowy był bardzo „rozpraszający” – cały czas podejrzani i mecenasi krążyli po sali, sąd wydawał kilkanaście orzeczeń w ciągu godziny. No i znowu spotkałam kilku rodaków w „realu”. Byli oskarżonymi. Za co? No za jazdę po pijaku, oczywiście!
Cały system prawny jest skonstruowany tak, by bronić publicznego interesu i w jego intencji działać. Prokuratura i policja funkcjonują odrębnie od siebie i zdarzają się sytuacje, że Policja zbierze dowody, aresztuje podejrzanego, a prokurator decyduje się odstąpić od oskarżenia, gdyż „nie jest to w publicznym interesie”, aby skazywać daną osobą.
Biorąc pod uwagę sytuacje, które opisywałam na początku mojego raportu, na pierwszy rzut oka, ani policjanci, ani cywilni obywatele nie zachowują się tak, jakby funkcjonowali w obliczu jakiegoś zagrożenia. Irlandczycy to uśmiechnięci ludzie, bardzo uprzejmi. Zaskoczeniem i zaszczytem zarówno dla mnie, jak i dla Wayna było zaproszenie na prywatną rozmowę do Pani Burmistrz Belfastu. Pani Burmistrz wypytywała mnie o to, jacy są Polacy, co Polacy lubią i wyraziła troskę, iż nie do końca chcą się integrować z Irlandczykami. Cóż, trudno się dziwić – obecnie Polacy mają pewien problem. Nie zawsze przestrzegają ścisłej rejonizacji, jaka tu panuje. Nie zamieszkują w danej dzielnicy mając na uwadze przekonania religijne czy polityczne, a jedynie: cenę wynajmu domu. Irlandczycy nie są aż tak obojętni w tych kwestiach. Jak mi wytłumaczył Gabriel Moran – Inspektor zajmujący się „hate crime” (przestępstwami z nienawiści): Irlandczyk Ciebie pyta: „Jesteś protestantem czy katolikiem?” Odpowiadasz: „Żydem” albo „Ateistą”. A Irlandczyk na to : „Ale protestanckim czy katolickim?”. No i po części jest to problem naszych rodaków – nie chcą i nie mają potrzeby opowiedzieć się po żadnej ze stron mającego kilkaset lat konfliktu i na tym tle stają się ofiarami tzw. przestępstw z nienawiści: rdzenni mieszkańcy wybijają im szyby w domach, oblewają domy farbą i dążą do tego, aby ich „wykurzyć” z dzielnicy. W ciągu ostatnich dwóch lat ilość przestępstw z nienawiści wzrosła o 200%.
Temat ten był także poruszany na „Policing Boarding Meeting” – co kwartał odbywa się spotkanie – transmitowane przez media, na którym Komendant Główny Policji – Chief Constable George Hamilton i wszyscy jego zastępcy i poszczególni naczelnicy rozmawiają z politykami. Wygląda to tak: po jednej stronie stołu siedzą politycy, po drugiej policja. Politycy zadają pytanie Komendantowi Głównemu (na przykład: „Co zamierza pan zrobić, żeby było mniej wypadków na drogach?”) a komendant albo sam odpowiada na dane pytanie, albo desygnuje do odpowiedzi jednego z zastępców czy naczelników. Zauważyłam, że pojawił się problem „przestępstw z nienawiści” wymierzonych przeciwko Polakom. Komendant powołał specjalną komórkę, która ma się zajmować tą problematyką i Policja ma dążyć do wyeliminowania negatywnych zjawisk. Po skończonym spotkaniu podeszli do mnie i do Wayna asystenci komendanta głównego i zapytali, czy komendant może zrobić sobie ze mną kilka zdjęć. Przez chwilę myślałam, że mój angielski zaszwankował i coś źle zrozumiałam. Ale nie, dobrze zrozumiałam i już po chwili stałam na tle logo Policji z Komendantem Głównym. Komendant był bardzo miły, porozmawiał ze mną chwilę – w tym także o „hate crime” i polskiej problematyce, parę sekund po „sesji” zamieścił zdjęcie ze mną w mediach społecznościowych: na Twitterze i Facebooku (tak, tak, Police Service of Northern Ireland też ma swoją stronę na Facebooku i jest to bardzo ważny element wizerunkowy). Tak sobie myślę, czy ja przypadkiem nie zostałam „użyta” w ramach PR dotyczącego kwestii polskiej? Po kilku dniach, jak już byłam w Bydgoszczy, zadzwonił rozemocjonowany Wayne, że zdjęcie moje i Komendanta ukazało się w gazecie, z artykułem, że „polski oficer Policji był z wizytą….”. No to zamówiłam egzemplarz – jeden dla mnie, drugi dla teściowej….
Podsumowując cały mój udział w IPA Placement Programme – bardzo się cieszę, że mogłam być jego częścią. Doświadczenia, które zdobyłam, są niezapomniane i bardzo ważne – zarówno z punktu widzenia zawodowego, jak i osobistego. Było mi dane przyjrzeć się systemowi prawnemu innego państwa, organizacji Policji i społeczeństwa. Spotkałam się i rozmawiałam z osobami, z którymi normalnie nie miałabym szans się spotkać. Zrozumiałam i zobaczyłam rzeczy, których dotychczas nie rozumiałam lub nie umiałam sobie wyobrazić. Odwiedziłam ważne i piękne miejsca i, co najważniejsze – wszystko wskazuje na to, że związek z Waynem i jego rodziną nie skończył się z zakończeniem wymiany.
podkom. Agnieszka Kwiatkowska – Gurdak
Autor:
Publikacja: