Archiwum aktualności do 2015 roku

KARKONOSZE 2014

Data publikacji 18.09.2015

Ponieważ z różnych względów nie doszło do wyjazdu jesienią 2013- wielu z nas oczekiwało na kolejny wypad. Była to nasza czwarta eskapada motocyklowa i tym samym nie robiliśmy z tego względu spotkań zgrywających.

Ponieważ z różnych względów nie doszło do wyjazdu jesienią 2013- wielu z nas oczekiwało na kolejny wypad. Była to nasza czwarta eskapada motocyklowa i tym samym nie robiliśmy z tego względu spotkań zgrywających. Świadczy to jedynie o tym, że każdy jest pewien – na pewno będzie fajnie. W organizacji noclegu dla 24 - osobowej ekipy pomógł nam Zbyszek Markowski – Komendant Miejski Policji w Jeleniej Górze, oczywiście z inicjatywny naszego Prezesa Jurka.

Wyjazd nasz nastąpił rankiem, w czwartek 24.04., sprzed KWP. W Gnieźnie dołączają do nas: Toruń, Radziejów i Inowrocław. W Lesznie robimy przystanek na tankowanie, kawę i hot-dogi. Pod Bolkowem jemy pyszny obiad. Na miejsce docieramy po 17-tej. Odnośnie pogody (był kwiecień- więc będzie jeszcze o tym mowa) lekka mżawka spotkała nas w Lesznie, lecz kiedy zajechaliśmy na miejsce – spadł solidny deszcz. Nasze miejsce zakwaterowania do Ośrodek Rehabilitacji Rolników KRUS „Granit” w Szklarskiej Porębie czyli mówiąc wprost- sanatorium. Warunki bardzo dobre, jedzonko również, a do tego możliwość skorzystania z basenu i sauny (w ramach pobytu). Wieczorkiem po kolacji motocyklowe pogaduchy i omówienie planu na dzień następny.




W piątek po śniadaniu wyjeżdżamy zwiedzać okolicę. Po drodze czeka na nas Robert Miras -  Komendant Powiatowy Policji w Lwówku Śląskim oczywiście na swoim motocyklu. Jedziemy do Zamku Czocha, gdzie oprowadza nas wyjątkowy przewodnik. W trakcie naszej wizyty na zamku kręcone są sceny do jakiegoś bollywoodzkiego filmu, stąd mnóstwo Hindusów na obiekcie. Fotki, filmy i ruszamy dalej – tym razem na Tamę Czocha. Okolica niebanalna, wykonawstwo tej zapory wprawia wielu z nas w zachwyt. Stamtąd jedziemy na kolejną zaporę wodną, tym razem w Pilichowicach. Jazda po krętych drogach w górzystym terenie jest dla nas nie lada frajdą. Na obiad jedziemy do Lwówka Śląskiego, na pyszną domową kuchnię. Żegnamy się i dziękujemy Komendantowi Robertowi na pięknej lwóweckiej starówce. Na kawę i ciacho jedziemy w bardzo nietypowe miejsce. Otóż dla jednego z nas- Piotrka- życie napisało taki scenariusz, że kilku miesięcy temu zamieszkał właśnie we Lwówku Śląskim. Pojechaliśmy więc całą ekipą na kawę do jego życiowej towarzyszki - Uli. Mieszkańcy okolicznych domów wyszli na ulicę, gdy zobaczyli nas wszystkich pod jedną posesją. Dziękujemy Uli za gościnę i wracamy do sanatorium. Kolacja zorganizowana przez Dolnośląską Grupę Wojewódzką IPA wieńczy ten piękny dzień. Pogoda w piątek bez najmniejszych zastrzeżeń.

Sobota to tzw. ”Dzień Czeski”. Po śniadaniu ruszamy przez Jakuszyce do naszych południowych sąsiadów. Postój robimy w Harrahovie pod skocznią narciarską. Po zrobieniu fotek kończy się dla nas dobra passa. Marcin z powodu usterki motocykla wraca do Szklarskiej, nie chcąc ryzykować holowania z Czech, Jurek zalicza małą glebę, a nas wszystkich spada deszcz. Jedziemy jednak do Skalnego Miasta w Adrspach. Po drodze szkoła życia - typowa górska ulewa, krople deszczu sporych rozmiarów,  brak miejsca do schowania się, liczne roboty drogowe z ruchem wahadłowym, a mijające nas pojazdy dają na nas fontannę wody. Na nasze szczęście po dojeździe na miejsce się wypogadza, suszymy ciuchy, wylewamy wodę z butów i idziemy zwiedzać, jak się okazuje, bardzo urokliwe miejsca. Na koniec jemy czeskie danie obowiązkowe - knedle. Na sam wyjazd jeszcze mały deszczyk i wracamy przez Kowary i Karpacz do naszego sanatorium. Po kolacji obowiązkowa wizyta w saunie. W trakcie naszej nieobecność nastąpił przyjazd nowego turnusu i wieczorem idziemy na tzw. fajfy.

W niedzielę po śniadaniu pakowanie i wyjazd do domu. Żegnamy piękne Karkonosze, no i kolegę Piotrka, który zostaje w Lwówku. Po drodze mamy praktycznie tylko postój w Lesznie na tankowanie i pseudoobiad w Mc Donaldzie. Po drodze w Komornikach kolega Jurek zalicza kolejną wywrotkę. Żegnamy się w Gnieźnie, gdzie odbija od nas Toruń, Golub, Inowrocław i Radziejów. Podczas powrotu psuje się pogoda i od Żnina jedziemy w mżawce. W domach meldujemy się ok. 18- tej, ekipa ze Świecia odpowiednio później.

Pechowcem wyjazdu został Jurek, któremu życzymy szybkiego powrotu do zdrowia. Pisząc ten artykuł, półtora miesiąca po powrocie wiem, że do dziś ma facet ściąganą wodę z kolana. Następny nasz wyjazd to Bieszczady – pierwsza połowa września.

Opracował :
Krzysztof Paczkowski



Autor:
Publikacja:

Powrót na górę strony