Eskapada nr 2 – Beskid Sądecki
Data publikacji 18.09.2015
Już w trakcie majowego wyjazdu nad morze stwierdziliśmy, że po wakacjach pora jechać w góry. Piękna wrześniowa pogoda spełniała w pełni nasze oczekiwania.
Już w trakcie majowego wyjazdu nad morze stwierdziliśmy, że po wakacjach pora jechać w góry. Piękna wrześniowa pogoda spełniała w pełni nasze oczekiwania. Od kolegów ze Straży Granicznej dostaliśmy namiar na miejscowość Kamianna w powiecie nowosądeckim i hotel „Pasieka-Barć”. Szybka rezerwacja i tak samo szybkie przygotowania do wyjazdu. Ponieważ poznaliśmy się już na pierwszej eskapadzie - nie robimy żadnego zebrania organizacyjnego. Krótka wymiana informacji na telefon i już wiadomo, że będzie kroił się fajny wyjazd.
Wyjeżdżamy w piątek rano spod KWP, po drodze dołączają do nas koledzy w Toruniu i we Włocławku. Razem jest nas 10 osób i tyle samo motocykli. Jedziemy krajową jedynką do Łodzi, potem skręcamy na Piotrków, Kielce i Busko Zdrój. I tu się zaczęły atrakcje, albowiem AutoMapą prowadził nas Krzysztof Hołowczyc. Zjechaliśmy na drogę wojewódzką, chcąc ominąć Tarnów i Nowy Sącz. Za Nowym Korczynem po prostu skończyła się droga. Jeden z nas pojechał na zwiad i zauważył, że przez Wisłę prowadzi mały prom, który zmieścił tylko nasze motocykle. Poza tym stan małopolskich dróg wojewódzkich pozostawia wiele do życzenia - mieliśmy po drodze kilka odcinków specjalnych.
Za Tarnowem rozpoczął się typowo górzysty krajobraz. Przejeżdżając przez małe wsie budziliśmy spore zainteresowanie, łącznie z tym, że w jednej z wiosek od hałasu naszych motocykli zerwały się konie. Niekiedy droga była tak wąska, że nie mógł się na niej wyminąć samochód osobowy z motocyklem. Przed godziną 20-stą jesteśmy na miejscu. Czeka na nas kolacja i zapoznajemy się ofertą naszych gospodarzy. Nocleg mamy w typowej górskiej pasiece i kosztujemy miodu pod różną postacią. W sobotę po śniadaniu wyruszamy zwiedzać okolicę. Zatrzymujemy się w Krynicy i spacerujemy po tamtejszych „Krupówkach” i odwiedzamy park zdrojowy. Następnie krętymi górskimi drogami wjeżdżamy przez Muszynę na Słowację, gdzie kierujemy się na zamek w Starej L’ubovńe.
Niespotykane widoki z zamkowego wzgórza i samego zamku dają okazję do robienia fotek. Dzięki umiejętnościom negocjacyjnym jednego z naszych kolegów, udaje nam się wejść na bilety ulgowe. Podczas wizyty na Słowacji mamy okazję pokosztować regionalnej kuchni, jedząc w drewnianej Kolibie (w wolnym tłumaczeniu: chacie).
Jedynym mankamentem wizyty u naszych południowych sąsiadów były droższe ceny paliwa - 1,61 euro, czyli 6,7 zł po kursie euro w tym dniu. Następnie wracamy na ziemię sądecką, gdzie zatrzymujemy się na rynku w Piwnicznej na mały deser z lodami. W naszym miejscu zakwaterowania czeka nas uroczysta kolacja z miejscowymi specjałami. Największe powodzenie ma półmisek z rydzami, no i oczywiście miodek. Dzielenie się wrażeniami zajmuje nam czas do późnego wieczora.
Żal było wyjeżdżać, ale niestety w niedzielę po śniadanku musieliśmy startować do domów. Tym razem jedziemy w stronę Krakowa i wbijamy się w krajową jedynkę, którą jedziemy aż do Torunia. Po drodze robimy oczywiście kilka przystanków na jedzenie, odpoczynek i tankowanie, jednak droga biegnie zdecydowanie szybciej.
Rozjeżdżamy się we Włocławku, w kierunku na Toruń, Rypin, Świecie i Bydgoszcz. W sumie średnio każdemu z nas pękło przez ten weekend ok.1400 km i to jest dobry wynik. Nie wszyscy wiedzą jednak, że za Toruniem jednemu z naszych kolegów zabrakło paliwa, gdyż Yamahy Drag Star nie są wyposażone we wskaźnik rezerwy. Wszyscy jednak wróciliśmy w bardzo dobrych humorach. Następny wyjazd planujemy na Mazury, w maju 2013.
Wyjeżdżamy w piątek rano spod KWP, po drodze dołączają do nas koledzy w Toruniu i we Włocławku. Razem jest nas 10 osób i tyle samo motocykli. Jedziemy krajową jedynką do Łodzi, potem skręcamy na Piotrków, Kielce i Busko Zdrój. I tu się zaczęły atrakcje, albowiem AutoMapą prowadził nas Krzysztof Hołowczyc. Zjechaliśmy na drogę wojewódzką, chcąc ominąć Tarnów i Nowy Sącz. Za Nowym Korczynem po prostu skończyła się droga. Jeden z nas pojechał na zwiad i zauważył, że przez Wisłę prowadzi mały prom, który zmieścił tylko nasze motocykle. Poza tym stan małopolskich dróg wojewódzkich pozostawia wiele do życzenia - mieliśmy po drodze kilka odcinków specjalnych.
|
|
Za Tarnowem rozpoczął się typowo górzysty krajobraz. Przejeżdżając przez małe wsie budziliśmy spore zainteresowanie, łącznie z tym, że w jednej z wiosek od hałasu naszych motocykli zerwały się konie. Niekiedy droga była tak wąska, że nie mógł się na niej wyminąć samochód osobowy z motocyklem. Przed godziną 20-stą jesteśmy na miejscu. Czeka na nas kolacja i zapoznajemy się ofertą naszych gospodarzy. Nocleg mamy w typowej górskiej pasiece i kosztujemy miodu pod różną postacią. W sobotę po śniadaniu wyruszamy zwiedzać okolicę. Zatrzymujemy się w Krynicy i spacerujemy po tamtejszych „Krupówkach” i odwiedzamy park zdrojowy. Następnie krętymi górskimi drogami wjeżdżamy przez Muszynę na Słowację, gdzie kierujemy się na zamek w Starej L’ubovńe.
Niespotykane widoki z zamkowego wzgórza i samego zamku dają okazję do robienia fotek. Dzięki umiejętnościom negocjacyjnym jednego z naszych kolegów, udaje nam się wejść na bilety ulgowe. Podczas wizyty na Słowacji mamy okazję pokosztować regionalnej kuchni, jedząc w drewnianej Kolibie (w wolnym tłumaczeniu: chacie).
|
|
Jedynym mankamentem wizyty u naszych południowych sąsiadów były droższe ceny paliwa - 1,61 euro, czyli 6,7 zł po kursie euro w tym dniu. Następnie wracamy na ziemię sądecką, gdzie zatrzymujemy się na rynku w Piwnicznej na mały deser z lodami. W naszym miejscu zakwaterowania czeka nas uroczysta kolacja z miejscowymi specjałami. Największe powodzenie ma półmisek z rydzami, no i oczywiście miodek. Dzielenie się wrażeniami zajmuje nam czas do późnego wieczora.
Żal było wyjeżdżać, ale niestety w niedzielę po śniadanku musieliśmy startować do domów. Tym razem jedziemy w stronę Krakowa i wbijamy się w krajową jedynkę, którą jedziemy aż do Torunia. Po drodze robimy oczywiście kilka przystanków na jedzenie, odpoczynek i tankowanie, jednak droga biegnie zdecydowanie szybciej.
Rozjeżdżamy się we Włocławku, w kierunku na Toruń, Rypin, Świecie i Bydgoszcz. W sumie średnio każdemu z nas pękło przez ten weekend ok.1400 km i to jest dobry wynik. Nie wszyscy wiedzą jednak, że za Toruniem jednemu z naszych kolegów zabrakło paliwa, gdyż Yamahy Drag Star nie są wyposażone we wskaźnik rezerwy. Wszyscy jednak wróciliśmy w bardzo dobrych humorach. Następny wyjazd planujemy na Mazury, w maju 2013.
Opracował:
Krzysztof Paczkowski
Autor:
Publikacja: