W poszukiwaniu wyjaśnień - o agresji
Rzadko coś nas skłania do refleksji nad tym jak dobrze w rzeczywistości znamy, ludzi, współpracowników, swoich bliskich, a nawet siebie samych. Czy możemy bez żadnych wątpliwości przewidzieć do czego inni i my sami bylibyśmy zdolni, lub czego nigdy nie zrobilibyśmy, zwłaszcza w zupełnie dla nas nowych okolicznościach?
Na ogół uważamy siebie samych za wyjątkowych. Lubimy myśleć o sobie pozytywnie, wierzyć we własne przymioty. Rzadko oceniamy siebie jako typowych zwyczajnych, niewyróżniających się niczym szczególnym. Słysząc o rozmaitych negatywnych zachowaniach pytamy jak można było zachować się w dany sposób? Przecież wszyscy znają zasady… Wyjaśnień często szukamy w osobie i jej dyspozycjach. Bo był zły, bo to „zepsute jabłko”, „czarna owca”… My sami o sobie jednak chcemy myśleć, że zachowamy się zawsze dokładnie tak jak należy … czyli jak? Oczywiście wierzymy, że zawsze porządnie. Takie skłonności poznawcze pełnią ważną funkcję dla naszego dobrego samopoczucia i ochrony Ego. Podnoszą nasze poczucie własnej wartości i chronią przed przykrościami. Pozwalają znaleźć wyjaśnienie dla porażki, przypisywać sobie zasługi za sukcesy i niwelować przekonanie o własnej odpowiedzialności za złe decyzje. Chcemy sądzić że my – inaczej niż pozostali ludzie, jesteśmy odporni na wpływy sytuacji, grupy, niepodatni na propagandę czy manipulację. Potrafilibyśmy być też w naszym mniemaniu bohaterscy i heroiczni, a przynajmniej przyzwoici, gdyby zaszła taka potrzeba. Mamy jasność co do tego, jakie przepisy i reguły obowiązują, więc według nas samych zastosujemy się do nich bez wyjątku …
Psychologia społeczna dysponuje jednak licznymi dowodami na poparcie koncepcji, że w pewnych okolicznościach wpływy sytuacyjne przeważają nad dyspozycjami osobowymi. A już na pewno nasze działanie bywa zupełnie inne niż pierwotnie możemy to zakładać.
System, czyli kompleks czynników wpływających i kształtujących kontekst sytuacyjny, jest jak się okazuje nadrzędną siłą mogąca uczynić zło z dobra. Stąd my jako psycholodzy policyjni dążymy do uwrażliwienia czytelników na fakt oddziaływania tego – często z założenia dobrego systemu, który jednak w konsekwencji może prowadzić do wypaczeń i tworzyć warunki sprzyjające rozwojowi „robaczywych jabłek”. Chcemy jednak z całą mocą podkreślić, że próba zrozumienia wkładu sytuacyjnego i systemowego w indywidualne zachowanie osoby nie stanowi jej usprawiedliwienia, ani też nie znosi odpowiedzialności za nielegalne lub niegodziwe działania. Jednak warto wiedzieć, że wszyscy, bez wyjątku podlegamy tym samym dynamicznym siłom. Kiedy pewna pokora weźmie pierwszeństwo przed nieuzasadnioną dumą, wtedy dopiero będziemy mogli zacząć zdawać sobie sprawę z naszej podatności na mechanizmy sytuacyjne.
Kilka słów o mechanizmach psychologicznych wpływających na nasze zachowanie
Psychologia usiłuje znaleźć naukowe wyjaśnienia dla, wydawać by się mogło, niezrozumiałych zachowań ludzi. Często wydaje nam się, że coś jest nie do pojęcia, intuicyjne też lokujemy powody niewłaściwych zachowań w człowieku i jego osobistych niedostatkach. Okazuje się jednak że wyjaśnienie nie jest tak oczywiste, jak wygląda to na pierwszy rzut oka. Nie zawsze przyczyna tkwi tylko w człowieku.
Wyłoniony został zestaw dynamicznych procesów psychologicznych, które mogą popychać dobrych ludzi do złych czynów, a wśród nich znajdują się:
- dehumanizacja,
- deindywiduacja,
- posłuszeństwo względem autorytetów,
- wpływ roli,
- bierność w obliczu zagrożenia – efekt gapia,
- dysonans poznawczy, samousprawiedliwianie i racjonalizacja,
- konformizm.
Poniżej zostaną pokrótce omówione.
1. Dehumanizacja
Jednym z podstawowych procesów wpływających na zmianę zwyczajnych ludzi w bezdusznych, okrutnych i brutalnych jest dehumanizacja. Proces ten zniekształca myślenie, spostrzeganie i przyczynia się do powstania przekonania, że „inni” – przynależni do odrębnej od naszej grupy (powód kategoryzacji jest tu drugorzędny – zasadniczo może być nim wszystko) przedstawiają sobą mniejszą niż my wartość, nie są godni szacunku, zasługują na złe traktowanie. Dehumanizacja zazwyczaj przyczynia się do poniżających i destrukcyjnych działań wobec osób uprzedmiotowionych. Stąd prosta droga do zachowań mających na celu „odwet”, wyrządzenie krzywdy, poniżenie kogoś kto nie reprezentuje naszych wartości, jest „inny”, w naszej ocenie gorszy.
2. Deindywiduacja
Grupa sama w sobie działa na jednostkę pobudzająco, a jeśli dojdzie do tego choćby złudne poczucie anonimowości (wynikające np. wielkości grupy, ciemności, braku obserwatorów, przebrania, mundurów), wtedy człowiek może zachowywać się w sposób, na który by sobie nigdy nie pozwolił w innej sytuacji. Towarzyszy jej często poczucie rozproszenia odpowiedzialności. O konsekwencjach nie myśli się
w tych okolicznościach wcale. Osoba zatraca się w przekonaniu, że jest nie do zidentyfikowania, jest jedną z wielu, nie zostanie rozliczona.
3. Posłuszeństwo względem autorytetów
Zagadnienie to przedstawia doskonale eksperyment Stanleya Milgrama, przeprowadzony na początku lat 60 – tych ubiegłego wieku. W najbardziej znanej
i często przytaczanej wersji eksperymentu zbadano 40 osób w wieku od 20 do 50 lat. Każdy z badanych był testowany indywidualnie. Samych wersji badania, realizowanych w różnych konfiguracjach było jednak znacznie więcej – łącznie 24. Ogólnie przebadano 780 osób w różnych warunkach eksperymentalnych,
a uległość wynosiła średnio ok. 60% (od 0 – 100%). Na czym polegało badanie? Otóż zaproszeni do udziału uczestnicy, którzy zgłosili się w odpowiedzi na ogłoszenie prasowe, byli przekonani że wezmą udział w ocenie „wpływu kar na pamięć”. Za udział w eksperymencie dostawali pieniądze już na początku i otrzymali wyraźną informację, że wynagrodzenie to należy się im już za samo przyjście do laboratorium. Zatrzymają je bez względu na dalszy przebieg wydarzeń. Uczestnicy celowo byli wprowadzani w błąd. Sądzili, że to na skutek losowego przydziału przypadła im rola nauczyciela, podczas gdy losowanie to było sfingowane. Druga osoba – przedstawiana również jako ochotnik (a w rzeczywistości pomocnik eksperymentatora) „losowała” rolę ucznia. Uczestnik – „nauczyciel” dowiadywał się, że jego praca polegać będzie na czytaniu uczestnikowi – „uczniowi” listy par słów i sprawdzaniu, jak wiele z tych par uczący się zapamiętał. Jeśli uczeń odpowiadał źle zadaniem nauczyciela było zastosowanie kary w postaci wstrząsu elektrycznego. Regułą było zwiększenie siły wstrząsu przy kolejnych błędach ucznia. Początkowo karano 15 V. Każdy kolejny wstrząs miał być o 15 V silniejszy. Taką instrukcję zaprezentował „autorytet” w postaci eksperymentatora. To pozwoliło zobaczyć jak ludzie reagują na polecenia wydawane przez kogoś, kto ma status osoby stojącej ponad nimi w hierarchii, znawcy, przełożonego etc. „Autorytet” - eksperymentator miał za zadanie polecać nauczycielom kontynuowanie wykonania zadania, w razie ich wątpliwości. Nauczyciel na początku sam również doświadczył próbnego wstrząsu o sile 45V, po to by wiedział, że jest to doznanie nieprzyjemne i bolesne. Przed nauczycielem widniało 30 przełączników. Pod przełącznikami znajdowały się informacje o sile rażenia i doznaniach wynikających z uderzenia prądem o danym natężeniu. Ostatnią dawką było 450 V, oznaczone jako „XXX” – gdzie skutki zaaplikowania tak wysokiego wstrząsu mogły być śmiertelne. Kto doszedł do końca skali? Czy ktokolwiek ośmieliłby się porazić i krzywdzić drugą osobę jedynie za to, że nie zapamiętała właściwie wyrazów? W tej najbardziej rozpowszechnionej wersji eksperymentu okazało się że aż dwie trzecie (ok. 65%) ochotników przeszło całą drogę do maksymalnego poziomu (450 V). Jeszcze zanim poznano ostateczne wyniki eksperymentu poproszono psychiatrów (a więc specjalistów) o ich przewidzenie. Stwierdzili oni, że dojść do końca skali może co najwyżej jedna osoba na tysiąc. Bardzo mocno pomylili się w swoich ocenach.
Ogromna większość „nauczycieli”, wymierzała kolejne wstrząsy „uczniowi - ofierze” pomimo jego coraz bardziej rozpaczliwych błagań o zaprzestanie. Nawet gdy nauczyciel doświadczał dyskomfortu z powodu tego co robił stwierdzenie z ust eksperymentatora: „Proszę kontynuować”, „Eksperyment wymaga, abyś kontynuował”, „Jest bezwzględnie konieczne abyś kontynuował”, „Nie masz wyboru, musisz kontynuować” powodowała, że przeważająca większość ostatecznie nie zatrzymywała się. Nauczyciel często sam doświadczał silnego psychicznego dyskomfortu, ale podporządkowywał się poleceniom. Wyniki nie zmieniały się ze względu na wiek uczestników, nie odgrywała roli także płeć, ani narodowość (kobiety i mężczyźni ulegali autorytetowi w ten sam sposób).
Ta całkowita nietrafność przewidywań co do tego jak daleko zwykły człowiek może się posunąć wykonując polecanie świadczy o braku świadomości presji, jaka wywierana jest na nas przez osoby obdarzone autorytetem oraz o żywieniu złudzenia niezależności własnej osoby od wpływów innych ludzi. Fakt obecności eksperymentatora i przekonanie, że jedynie wypełnia się cudze – autorytetu polecenia, skutkowały podporządkowaniem się i zdejmowały poczucie odpowiedzialności za własne działania. Wszak działo się to na wyraźne polecenie
„z góry”. Jednoznaczne rozkazy od „fachowca w dziedzinie”, nie pozostawiające człowiekowi swobody decyzji, brak zachęty do refleksji i oczekiwanie posłuszeństwa nie pozwalały na ujawnienie się czynników osobowościowych. Ludzie robili co im kazano. Jedynie potrzeba kontroli i empatia okazały się nieznacznie zmniejszać posłuszeństwo. Podobnie jak wsparcie tych, którzy mieli odwagę bronić własnego punktu widzenia.
4. Wpływ roli
Stanfordzki eksperyment więzienny (Stanford Prison Experiment – SPE) miał za zadanie zbadać psychologiczne efekty symulacji życia więziennego oraz konsekwencje wcielenia się w przydzieloną rolę. Przeprowadzono go w 1971 roku pod przewodnictwem Philipa Zimbardo. Podczas selekcji kandydatów kierowano się ich dobrą kondycją psychofizyczną, uzyskaniem wyników testów osobowościowych „w normie” oraz brakiem kryminalnej przeszłości. Procedurę doboru przeszło 24 studentów, z których 18 ostatecznie wzięło udział w eksperymencie. Eksperymentalne więzienie skonstruowano w piwnicy wydziału psychologii
w Stanford. Eksperyment początkowo planowano realizować przez dwa tygodnie, jednak z uwagi na eskalację negatywnych zachowań osób ogrywających role strażników i coraz gorszą kondycję psychofizyczną studentów, obsadzonych w rolach więźniów przerwano go już po 6 dniach. Badanie to udowodniło, że ludzie zdrowi psychicznie w specyficznych warunkach mogą z powodzeniem wcielać się w role oprawców i ofiar. Powodów takich zachowań upatruje się nie
w zaburzeniach ludzkiej psychiki, lecz we wpływie otoczenia.
Odgrywanie ról społecznych, wcielanie się w nie - w tym osobiste przekonania
i wyobrażenia o tym jak dana rola powinna być pełniona, wzorce, oczekiwania płynące „z góry”, mogą wpływać na kształtowanie się osobowości człowieka. Zwłaszcza dotyczy to sytuacji nowej, zaskakującej, innej niż dotychczasowa. Jest to wyraźnie widoczne gdy osoba nie ma możliwości zrzucenia schematu roli lub gdy rola społeczna nie pozwala jej na margines swobody postępowania. Czasem reguły są pisane, innym razem nie, ale są i to wystarcza… Sytuacja i okoliczności, w tym inni ludzie wokół, zanurzeni w tym samym kontekście wymagają by się dostosować. Dodatkowo, „skoro już coś robię i zobowiązałem się do danego działania, to będę to kontynuował”. Każdy z nas bowiem chce być spostrzegany i oceniany jako konsekwentny, stabilny w decyzjach i odpowiedzialny. Kto by pomyślał, że te pożądane cechy i postawy mogą prowadzić człowieka na manowce. Faktem jest ponadto, że władza „upaja”. Będąc więc w roli, która daje nam zwierzchnictwo nad innymi uruchamiamy machinę, samonakręcających się działań, gdzie nagradzające jest decydowanie o losach innych – w zależności od chociażby kaprysu…
5. Efekt biernego widza, czyli bierność w obliczu zagrożenia
Efekt gapia to zjawisko społeczne polegające na tym, że szansa na udzielenie pomocy osobie w potrzebie jest tym mniejsza, im więcej biernych obserwatorów wokół. Obserwatorzy widząc innych ludzi wokół siebie doświadczają rozproszenia odpowiedzialności – zakładają na ogół nietrafnie, że ktoś inny już przed nimi zareagował i zawezwał pomoc. Tak zginęła Kitty Genovese, mieszkanka Nowego Jorku, która w 1964r. została brutalnie zamordowana pod swoim domem. Była słyszana przez sąsiadów, ale podczas chłodnej nocy większość okien była zamknięta. Objętność 37 lub 38 świadków, wywołała duży negatywny oddźwięk
i stało się to przyczynkiem do badań psychologicznych. Nieodłącznym elementem efektu gapia jest również mechanizm konformizmu polegający na tym, że jeśli nikt wokół nie podejmuje żadnych działań, a wszyscy tylko obserwują, tym bardziej nikt nie zareaguje.
6. Dysonans poznawczy, który tłumaczy zło
Konsekwencją publicznego odgrywania roli sprzecznej z własnymi prywatnymi przekonaniami i wartościami (np. policjant który deklaruje, że chce pomagać ludziom, a głównie nakłada mandaty, co sami interpretuje jako represję, nie zaś wsparcie) jest powstanie dysonansu poznawczego. Stan ten powstaje, gdy zaistnieje rozdźwięk między zachowaniem osoby a jej przekonaniami, lub gdy działania są niezgodne z ważnymi dla nas postawami.
Rysunek 1. Odcinki służące porównaniu. W eksperymencie S. Ascha. |
Dysonans to stan napięcia, który chcemy by był możliwie szybko zredukowany, co w efekcie motywuje nas do zmiany, albo publicznego zachowania albo prywatnych poglądów. Im większe sprzeczności, tym silniejsza motywacja aby się pozbyć tego dyskomfortu. Wówczas wysiłki, aby zredukować dysonans są coraz większe. Ma to miejsce zwłaszcza wówczas, gdy osoba jest przekonana, że działa z własnej, nieprzymuszonej, wolnej woli– czyniąc coś wbrew dotąd deklarowanym postawom oraz gdy nie dostrzega lub nie w pełni uświadamia sobie nacisków sytuacyjnych. Psychologia społeczna udowadnia, że kiedy tak się dzieje, mądrzy ludzie robią głupie rzeczy, rozsądni - szalone, a przyzwoici - nieprzyzwoite. Jeśli rozbieżne z przekonaniami zachowanie działo się publicznie, tym bardziej nie można zaprzeczyć, że miało ono miejsce, wtedy człowiek doznaje ogromnej presji, aby nadać swemu działaniu sens, wymyślić powody, dla których zrobił coś na przekór temu, w co wierzy czy
co deklarował dotychczas. Później ludzie przedstawiają „dobre” wytłumaczenia - racjonalizacje powodów dla których zachowali się tak, a nie inaczej. Mamy łatwość
w wyjaśnianiu sobie i innym sprzeczności między własną moralnością a działaniami z nią niezgodnymi. Pozwala nam to wierzyć, że w swej decyzji kierowaliśmy się racjonalnymi względami. Nie dostrzegamy często swej silnej motywacji do zachowania spójności obrazu siebie w obliczu dysonansu. Nie widzimy, że są to tylko zabiegi po to, by znowu czuć się ze sobą „w porządku”, wszak mieliśmy „doby” powód. Powód, który jeśli chcemy, znajdziemy zawsze…
7. Konformizm i siła potrzeby aprobaty społecznej
W badaniach Solomon Ascha udział wzięło 123 uczestników. Badacz prosił ochotników, którzy zgłosili się do jego eksperymentu, aby w 18 różnych próbach jak najdokładniej przyjrzeli się trzem liniom (A, B, C) i zadecydowali, do której z nich najbardziej podobny jest odcinek X narysowany obok. W samotności praktycznie się nie mylili. Gdy jednak badanie prowadzono grupowo odpowiedzi uczestników zmieniały się diametralnie. Asch podstawiał swoich współpracowników, którzy udawali ochotników - uczestników badania. W pierwszych 2 próbach oni mieli udzielać prawidłowej odpowiedzi, w kolejnych 12 z ogólnej liczby 18 prób ich zadanie polegało na podawaniu błędnych odpowiedzi. W takich warunkach uczestnicy udzielali właściwych odpowiedzi tylko w 63,2% prób. Badanie ujawniło znaczne indywidualne zróżnicowanie: ok. 5% osób zawsze dostosowywało się do opinii grupy, a ok. 25% osób za każdym razem trzymało się własnej oceny – pozostali uczestnicy poddawali się konformizmowi przynajmniej w części prób.
Innymi słowy, 75% osób popełniło błąd w przynajmniej jednej z 12 kluczowych prób.
Po badaniu niektórzy przyznawali wprost, że dostrzegali różnice między tym, co sami widzieli a jednomyślną oceną grupy, lecz ostatecznie dochodzili do wniosku, że łatwiej było im przyznać rację grupie. U innych ten rozdźwięk wywoływał wewnętrzny konflikt, który rozwiązywali, uznając, że właśnie grupa ma rację, a to ich osobista ocena była niepoprawna. Wszyscy ci, którzy ulegli, nie mieli świadomości w jak wysokim stopniu byli konformistyczni i pamiętali z eksperymentu, że chociaż ustępowali grupowemu naciskowi, to w ich ocenie czynili to znacznie rzadziej niż w rzeczywistości. Byli przekonani o własnej niezależności, podczas gdy ich działania temu przeczyły. Asch znalazł skuteczny sposób zwiększenia niezależności. Przydzielenie badanemu partnera, którego opinie były zgodne z jego spostrzeżeniami, powodowało znaczne zmniejszenie wpływu większości.
Niestety sama wiedza o występowaniu zjawiska nie jest gwarancją, że się ono nie wydarzy. Ludzie zachowują się tak nie dlatego że są źli. Zostali tak nauczeni, tak ukształtowały ich doświadczenia, tak działa dane społeczeństwo. Aby uzyskać realny efekt w postaci zatrzymania zachowań skrajnie agresywnych należałoby zaznajomić policjantów z mechanizmami rządzącymi ludzką psychiką, uznać powszechność tych mechanizmów, a równocześnie zaprosić do głębokiej refleksji nad sobą i wyposażyć
w umiejętności dystansowania się od wpływów sytuacyjnych, krytycznej oceny, asertywności i empatii.
Autor: kom. Karolina Engelgardt
Publikacja: Żaneta Marciniak