Temat na wakacje - trzy słowa o miłości
Data publikacji 18.09.2015
O miłości do drugiej osoby napisano całe tomy książek – tych poważanych i frywolnych, naukowych i zupełnie niemądrych. A jednak miłość to temat rzeka. Rzadko kiedy jednak analizujemy to, co tak naprawdę dzieje się z nami, gdy spotykamy wyjątkową, drugą osobę.
O miłości do drugiej osoby napisano całe tomy książek – tych poważanych i frywolnych, naukowych i zupełnie niemądrych. A jednak miłość to temat rzeka. Rzadko kiedy jednak analizujemy to, co tak naprawdę dzieje się z nami, gdy spotykamy wyjątkową, drugą osobę. Okazuje się, że czasem warto pewne kwestie rozłożyć na czynniki pierwsze, by zrozumieć co się dzieje z naszymi emocjami, co się dzieje w związku, gdzie już jesteśmy na wspólnej drodze, co jeszcze „przed”, co „za” nami i czego trzeba, by było lepiej.
W teorii miłość składa się z trzech podstawowych składników: intymności, namiętności i zaangażowania w utrzymanie związku. Słowo intymność nie wiąże się w tym przypadku z seksualnością, a pochodzi od łacińskiego słowa „intimus”, czyli „wewnętrzny, najgłębszy” (w przenośni: „najtajniejszy, najskrytszy”). Pozostawać w intymnej relacji z drugim człowiekiem znaczy tyle samo, co mieć wgląd w jego najgłębsze sekrety, potrzeby, tęsknoty i dodatkowo pojmować tę głębię.
Właśnie ten aspekt miłości nieodzownie łączy się z pragnieniem dobra partnera, doświadczaniem szczęścia w jego obecności i z jego powodu, uczuciem szacunku, przeświadczeniem o tym, że można na siebie liczyć i dzielić się zarówno uczuciami jak i dobrami wszelkiego rodzaju. Intymność jest tu tożsama z doświadczaniem pozytywnych uczuć, pociągających za sobą działania, w których następstwie pojawia się przywiązanie do drugiego człowieka, bliskość i wzajemna zależność. To, jak rozwija się intymność można porównać do rozkwitającego kwiatu – siła uczuć rośnie stopniowo, a co ciekawe, jeszcze wolniej opada. To właśnie zdolności rozmowy i porozumienia się, a co za tym idzie w konsekwencji wzajemnego zrozumienia oraz udzielania sobie wsparcia i pomocy warunkują wystąpienie pozytywnych uczuć składających się na intymność.
Drugi – prawdopodobnie najbardziej efektowny, często też mylony z miłością w jej istocie składnik, to namiętność. Jest ona konstelacją silnych emocji wszelkiego rodzaju - od zachwytu, uwielbienia i tkliwości począwszy, kończąc na zazdrości, bólu i niepokoju. Często towarzyszy jej silne pobudzenie fizjologiczne, jak również natężona motywacja do maksymalnego połączenia się z partnerem. Dominującym elementem namiętności są zwykle pragnienia erotyczne, chociaż nie jest ona tym samym co potrzeba seksualna. Namiętność, z uwagi na swój charakter, intensywnie rośnie i szybko osiąga szczytowe natężenie…ale też niemal równie szybko gaśnie. Namiętność rządzi się ponadto swoimi prawami i „logiką” – wymaga absolutnego uwielbienia partnera, a to jest możliwe jedynie za cenę braku realizmu. Istotą namiętności jest jej zaborczość i zachłanność. Wydaje się być równie uzależniająca jak narkotyk - jej odstawienie, a w przypadku relacji frustracja wynikająca z niemożności bycia z drugą osobą, skutkuje depresją i koniecznością przeżycia okresu „odstawienia”. Analogia jest w tym wypadku zasadna. Kto doświadczył namiętności w jej pełnej krasie, ten wie.
Zaangażowanie, trzeci wyodrębniony składnik miłości, jest rozumiane natomiast jako podyktowane świadomym wyborem decyzje, myśli i uczucia, jak również działania, ukierunkowane na przekształcanie relacji w trwały związek. O ile namiętność niemal w ogóle nie poddaje się rozumowi i woli, intymność jest umiarkowanie podatna na wskazania rozsądku, zaangażowanie jest definitywnie wynikiem świadomej kontroli. W związku to ono właśnie jest jego najbardziej stabilnym składnikiem. I tutaj też obowiązuje znana reguła – im więcej się angażujemy, tym…więcej się angażujemy, …bo w końcu tyle zainwestowaliśmy!
Oczywiście dynamika związku zmienia się w miarę upływu czasu. Na początku, obecna jest tylko namiętność. Mamy wówczas do czynienia z zakochaniem. Gdy pojawia się intymność i rozpocznie swoje współistnienie z namiętnością, jest to faza romantycznych początków. Związek kompletny wiąże się z występowaniem zarówno intymności, namiętności jaki zaangażowania. To taka faza której trwania każdy pragnie. Niestety jednak nic nie trwa wiecznie. Kolejnym etapem jest związek przyjacielski, gdzie obecne są głównie intymność i zaangażowanie. W końcu może nastać to, czego żadna para nie chce, a z praktyki wynika, że często ta postać w relacjach trwa najdłużej, a mianowicie i niestety związek pusty, gdzie nie ma nic, prócz zaangażowania. Stąd krok do rozpadu…
Mylenie namiętności z miłością, kończy się zwykle tym, że gdy wypala się „chemia” nie zostaje nic, jeśli nie rozwinęła się intymność. Czasem zostają wręcz zgliszcza… Może podekscytowani namiętną relacją sądzimy, że uda się nam na niej zbudować stabilny gmach związku, podczas gdy nie umiejąc się porozumieć, nic poza tym nas nie łączy? Kiedy jest to związek oparty tylko na przyjaźni, bez namiętności, może z czasem się okazać się, że za czymś bardzo tęsknimy, bo chociaż to „aż przyjaciel”, jednak to … „tylko przyjaciel”. Smutna prawda o długoletnich „udanych związkach”, gdzie jednak dominuje rutyna, jest taka, że im dłużej związki te trwają i im bardziej zanikają wszelkie zgrzyty i chropowatości, tam nikną też warunki niezbędne do pojawienia się uczuć pozytywnych, a w konsekwencji i same uczucia! Może nasz związek jest takim właśnie związkiem? A może oddaliliśmy się na tyle, że trzyma nas już tylko zaangażowanie – kredyty i wspólny pies?
Naturalną koleją rzeczy jest fakt nieuchronnej zmiany – to truizm. Oczywiste jest zatem to, że związek ewoluuje i od nas, naszej świadomości, ale też chęci zależy jak w tej ewolucji się odnajdziemy. Warunkiem niezbędnym do powstania emocji, tam gdzie ich już brak, jest przerwanie automatyzmów i pojawienie się pozytywnych, pożądanych zdarzeń nieoczekiwanych, odbiegających od tego, co zawsze obecne. Warto też spróbować wzbudzić namiętność, tam gdzie już przygasła, bądź nie ma jej wcale. Aby miłość żyła w naszych relacjach postarajmy się o pozytywne niespodzianki, zaskoczenia i zadziwienia, wspólne pasje…
Karolina Engelgardt
Lit.: B. Wojciszke „Psychologia miłości”, GWP 2005
W teorii miłość składa się z trzech podstawowych składników: intymności, namiętności i zaangażowania w utrzymanie związku. Słowo intymność nie wiąże się w tym przypadku z seksualnością, a pochodzi od łacińskiego słowa „intimus”, czyli „wewnętrzny, najgłębszy” (w przenośni: „najtajniejszy, najskrytszy”). Pozostawać w intymnej relacji z drugim człowiekiem znaczy tyle samo, co mieć wgląd w jego najgłębsze sekrety, potrzeby, tęsknoty i dodatkowo pojmować tę głębię.
Właśnie ten aspekt miłości nieodzownie łączy się z pragnieniem dobra partnera, doświadczaniem szczęścia w jego obecności i z jego powodu, uczuciem szacunku, przeświadczeniem o tym, że można na siebie liczyć i dzielić się zarówno uczuciami jak i dobrami wszelkiego rodzaju. Intymność jest tu tożsama z doświadczaniem pozytywnych uczuć, pociągających za sobą działania, w których następstwie pojawia się przywiązanie do drugiego człowieka, bliskość i wzajemna zależność. To, jak rozwija się intymność można porównać do rozkwitającego kwiatu – siła uczuć rośnie stopniowo, a co ciekawe, jeszcze wolniej opada. To właśnie zdolności rozmowy i porozumienia się, a co za tym idzie w konsekwencji wzajemnego zrozumienia oraz udzielania sobie wsparcia i pomocy warunkują wystąpienie pozytywnych uczuć składających się na intymność.
Drugi – prawdopodobnie najbardziej efektowny, często też mylony z miłością w jej istocie składnik, to namiętność. Jest ona konstelacją silnych emocji wszelkiego rodzaju - od zachwytu, uwielbienia i tkliwości począwszy, kończąc na zazdrości, bólu i niepokoju. Często towarzyszy jej silne pobudzenie fizjologiczne, jak również natężona motywacja do maksymalnego połączenia się z partnerem. Dominującym elementem namiętności są zwykle pragnienia erotyczne, chociaż nie jest ona tym samym co potrzeba seksualna. Namiętność, z uwagi na swój charakter, intensywnie rośnie i szybko osiąga szczytowe natężenie…ale też niemal równie szybko gaśnie. Namiętność rządzi się ponadto swoimi prawami i „logiką” – wymaga absolutnego uwielbienia partnera, a to jest możliwe jedynie za cenę braku realizmu. Istotą namiętności jest jej zaborczość i zachłanność. Wydaje się być równie uzależniająca jak narkotyk - jej odstawienie, a w przypadku relacji frustracja wynikająca z niemożności bycia z drugą osobą, skutkuje depresją i koniecznością przeżycia okresu „odstawienia”. Analogia jest w tym wypadku zasadna. Kto doświadczył namiętności w jej pełnej krasie, ten wie.
Zaangażowanie, trzeci wyodrębniony składnik miłości, jest rozumiane natomiast jako podyktowane świadomym wyborem decyzje, myśli i uczucia, jak również działania, ukierunkowane na przekształcanie relacji w trwały związek. O ile namiętność niemal w ogóle nie poddaje się rozumowi i woli, intymność jest umiarkowanie podatna na wskazania rozsądku, zaangażowanie jest definitywnie wynikiem świadomej kontroli. W związku to ono właśnie jest jego najbardziej stabilnym składnikiem. I tutaj też obowiązuje znana reguła – im więcej się angażujemy, tym…więcej się angażujemy, …bo w końcu tyle zainwestowaliśmy!
Oczywiście dynamika związku zmienia się w miarę upływu czasu. Na początku, obecna jest tylko namiętność. Mamy wówczas do czynienia z zakochaniem. Gdy pojawia się intymność i rozpocznie swoje współistnienie z namiętnością, jest to faza romantycznych początków. Związek kompletny wiąże się z występowaniem zarówno intymności, namiętności jaki zaangażowania. To taka faza której trwania każdy pragnie. Niestety jednak nic nie trwa wiecznie. Kolejnym etapem jest związek przyjacielski, gdzie obecne są głównie intymność i zaangażowanie. W końcu może nastać to, czego żadna para nie chce, a z praktyki wynika, że często ta postać w relacjach trwa najdłużej, a mianowicie i niestety związek pusty, gdzie nie ma nic, prócz zaangażowania. Stąd krok do rozpadu…
Mylenie namiętności z miłością, kończy się zwykle tym, że gdy wypala się „chemia” nie zostaje nic, jeśli nie rozwinęła się intymność. Czasem zostają wręcz zgliszcza… Może podekscytowani namiętną relacją sądzimy, że uda się nam na niej zbudować stabilny gmach związku, podczas gdy nie umiejąc się porozumieć, nic poza tym nas nie łączy? Kiedy jest to związek oparty tylko na przyjaźni, bez namiętności, może z czasem się okazać się, że za czymś bardzo tęsknimy, bo chociaż to „aż przyjaciel”, jednak to … „tylko przyjaciel”. Smutna prawda o długoletnich „udanych związkach”, gdzie jednak dominuje rutyna, jest taka, że im dłużej związki te trwają i im bardziej zanikają wszelkie zgrzyty i chropowatości, tam nikną też warunki niezbędne do pojawienia się uczuć pozytywnych, a w konsekwencji i same uczucia! Może nasz związek jest takim właśnie związkiem? A może oddaliliśmy się na tyle, że trzyma nas już tylko zaangażowanie – kredyty i wspólny pies?
Naturalną koleją rzeczy jest fakt nieuchronnej zmiany – to truizm. Oczywiste jest zatem to, że związek ewoluuje i od nas, naszej świadomości, ale też chęci zależy jak w tej ewolucji się odnajdziemy. Warunkiem niezbędnym do powstania emocji, tam gdzie ich już brak, jest przerwanie automatyzmów i pojawienie się pozytywnych, pożądanych zdarzeń nieoczekiwanych, odbiegających od tego, co zawsze obecne. Warto też spróbować wzbudzić namiętność, tam gdzie już przygasła, bądź nie ma jej wcale. Aby miłość żyła w naszych relacjach postarajmy się o pozytywne niespodzianki, zaskoczenia i zadziwienia, wspólne pasje…
Karolina Engelgardt
Lit.: B. Wojciszke „Psychologia miłości”, GWP 2005
Autor:
Publikacja: